Gdyby wybory mogly cos zmienic... zostalyby zakazane

Przez wieki tysiace ludzi walczyly i umieraly za prawo do glosu w wolnych wyborach. Od walk o niepodleglosc, przez kobiecy ruch sufrazystek, po walke przeciw apartheidowi, prawo glosu bylo postrzegane jako konieczna czesc wolnosci. Przed powszechnym przyjeciem w swiecie prawa glosowania przywodcy panstw byli wybierani przez klasy wyzsze, bogaczy i Kosciol, lub byli wyznaczeni przez elity rzadzace. Dlaczego wiec, po zwyciestwie takiego waznego prawa, anarchisci mowia, ze nie powinnismy chodzic glosowac?Wieksza czesc ludzi na calym swiecie to klasa pracujaca. Musimy sprzedawac nasza prace w zamian za srodki do zycia; nie mozemy marzyc o dochodach z firm itp. jak bogata mniejszosc. Kiedy prawo do glosowania zaczelo sie rozszerzac, w polowie ubieglego wieku, bogaci bali sie, ze biedni (czytaj - kazdy z nich) uzyja tego "narzedzia" do zmiany podzialu bogactwa narodowego, co doprowadziloby do zmiany spoleczenstwa na sprawiedliwe.

Cobbet, jeden z liderow ruchu Charitas (m.in. opowiadal sie za powszechnym prawem glosu dla kobiet), mowil, ze chce prawa glosu dla klasy pracujacej "poniewaz moze zrobic cos dobrego, cos co zmieni nasza sytuacje... nie dla zaspokojenia zadnej abstrakcyjnej...zachcianki" Dlatego wlasnie ludzie walczyli o prawo glosu. Chcieli rownego glosu w rzadzeniu krajem, aby miec rowny udzial w bogactwie narodowym.

Okazalo sie jednak, ze bogaci nie maja sie czego obawiac. Za kazdym razem gdy tak zwani "socjalisci" lub "labourzysci" dochodza do wladzy, staja sia nie do odroznienia podobni do swoich prawicowych oponentow. Bez wzgledu na to, ze obiecali wystepowac w interesie klasy pracujacej, w rzadzie staraja byc bardziej "odpowiedzialni" i "szanowani" - innymi slowy, nie robia nic aby nie obrazic bogaczy, prawdziwych wladcow. Teraz mamy "postep" na scenie politycznej, gdzie partie nawet 1nie bronia podstawowych praw klasy robotniczej, ale mowia, ze sa bardziej "wiarygodna", lub sa "bezpieczni" dla gospodarki. Uwazaja, ze nowy podzial bogactwa narodowego to problem juz historyczny.

To nie jest kwestia wylacznie slabych liderow lub szumowin wynoszonych do wladzy (choc wiekszosc jest wlasnie taka). Jest niewidzialna granica tego, co rzadzacy moga zrobic - a jest nia kapitalizm. Teraz, jesli polityka rzadu jest niepopularna w biznesie, ten biznes po prostu odejdzie. Jest to logika rynku. Jesli ktos mozes osiagnac wiekszy zysk, zmieniajac siedzibe swojego koncernu na inne panstwo, ktore dopuszcza prace dzieci, robi to. Dlatego np. produkcja Nike bazowana jest w Indonezji.

Kto jest dyrektorem duzego koncernu, chce miec pewnosc, ze nie bedzie mial zadnych klopotow z tymi cholernymi zwiazkami. Ktos pragnie "Partnerstwa 2000"? Sprobujcie byc organizatorami takich zwiazkow w Korei Pld., to naprawde tragikomedia.
W dzisiejszych czasach politycy wystepuja jako zderzaki, sluza interesom duzego biznesu, wpychajac nam kilku ludzi bysmy siedzieli cicho.

Wazna sprawa jest, ze nie jestesmy skazani na wybor pomiedzy roznymi barwami szarosci. Nawet gdy stoimy przed mozliwoscia wyboru kandydata radykalnego, innego od pozostalych, wszyscy beda mieli jedna ceche wspolna, ceche ktora powinna byc wystarczajaca, aby nie glosowac na nich. Obojetnie czy sa konserwatystami czy liberalami, lewicowcami czy prawicowcami, oni wszyscy chca tworzyc prawa, aby decydowac za nas, jak mamy zyc. Moze obiecuja rzadzic dobrze, ale oni chca byc naszymi wladcami!

Oczywiscie, jest to tak jak zawsze bylo, mowia nam, ze tak zawsze musi byc, my to akceptujemy. Ale czy nie jest to szalona idea? Ze sa ludzie, ktorzy rozumieja jak rzadzic milionami roznych istnien, i wiedza co jest najlepsze dla nas? Ze jest tylko 166 ludzi
w 26 krajach, z mozgami do organizowania wszystkiego, a reszta z nas musi sluchac co mamy robic i jak to robic, ze jestesmy zbyt glupi aby decydowac za siebie? Dlaczego, jesli nie mozemy uwierzyc, ze sami mozemy rzadzic, mozemy byc wiarygodni
w wybieraniu rzadzacych?

Czas na prawdziwe zmiany

Jest alternatywa. Spoleczenstwo, ktore jest rzadzone przez wszystkich, nie przez kilku, ktorzy mowia ze "reprezentuja" nas. Znaczy to, ze decydujemy sami, zamiast pozwolic decydowac innym. Politycy sa glownie dobrze ustawieni, my jestesmy tymi, ktorzy potrzebuja wsparcia wspolnoty. My jestesmy tymi, ktorzy korzystaja z publicznych szpitali i szkol - czy dalej bedziemy decydowac o udzielaniu bogatym amnestii podatkowych, kiedy takie instytucje cierpia na brak funduszy?
Ale demokracja tym sie nie konczy. Pewnosc naszej pracy oraz jej warunki zawsze zaleza od tego, jakie zyski bedzie osiagal nasz szef. Poki nie bedziemy mieli kontroli nad naszymi zakladami pracy, nad cala gospodarka, bedziemy stale rzadzeni. Jak mozemy osiagnac prawdziwy postep w systemie, ktory opiera sie na robieniu bogatych bardziej bogatymi? Prawdziwa demokracja potrzebuje prawdziwego socjalizmu
- anarchizm opiera sie na wolnosci i rownosci, poniewaz nie mozna miec jednego bez drugiego.

Wiec, gdy anarchisci radza bojkotowac wybory, nie mowia tylko o tym, ze politycy to banda klamcow i oszukancow (choc wieksza czesc taka jest), nie mowia, ze powinnismy poczekac, az na scenie politycznej pojawi jakis dobry i uczciwy polityk (dlugo bysmy na to czekali), i wtenczas glosowac na niego. Kiedy glosujesz - wybierasz pomiedzy rzadzacymi. Dlaczego zamiast tego nie wybrac rzadzenia sie samemu, organizowania sie razem z innymi - w Twoim zakladzie pracy, w Twojej gminie, wszedzie - jak najrowniej i robiac zmiany samemu, zamiast czekac az inni to zrobia za Ciebie.

Wyrzuc swoja kartke do glosowania - wyjdz i zacznij przeprowadzac prawdziwe zmiany!!

(Ray Cunningham, wolne tlumaczenie Organizacja Platform)